-Ewo, przywołując swoje doświadczenia z różnych etapów pracy w Kościele, jakich wskazówek mogłabyś udzielić młodym liderom, którzy zaczynają służbę w Kościele, służbę dla ludzi?

-Po nawróceniu, po tym pierwszym spotkaniu z Bogiem, kiedy doświadczamy bezwarunkowej miłości i akceptacji, zostajemy już wyposażeni, aby służyć innym. Służyć tym, co sami otrzymaliśmy od Niego za darmo.

 

Miłością i akceptacją. 

 

Dla Niego nie ma znaczenia, czy to bezdomny, czy dziecko, chory, biedny, bogaty…

W czasie mojego pierwszego spotkania z Bogiem, jako osoba bardzo poraniona i odrzucona, doznałam pełnego uzdrowienia mojej tożsamości, mojego poczucia wartości. Dzięki okazanej mi przez Boga miłości i akceptacji. Pilnuję, aby każdemu człowiekowi przekazać to, co sama otrzymałam od Boga.

Ważne jest też uznanie autorytetu w kościele. Nikt z liderów nie może być  wolnym strzelcem i realizować tylko swoje pomysły.

-Przyjrzyjmy się takiej sytuacji, z życia wziętej. Młody lider, obdarowany i kreatywny, ma wizję od Boga i ciężko pracuje w Kościele nad jej realizacją. Jest jednak zdziwiony i właściwie rozczarowany, że starsi Liderzy nie podzielają jego entuzjazmu. Ma poczucie krzywdy kiedy słyszy, że nie jest częścią całości wizji…

 

-Ewo, jakie błędy popełnił według Ciebie lider?

– Błędy były po obu stronach. Przywódcy nie dostrzegli potencjału i obdarowania młodego człowieka. On zaś, chyba oderwał się od wizji Kościoła i robi coś na własną rękę. To jest dobry moment, aby strony się spotkały i uporządkowały relacje. Potrzeba szczerej rozmowy, zachęty,  ale też uporządkowania. W oparciu o główną wizję Kościoła powinny być budowane wszystkie inne działania. Zwykle chodzi tutaj o uzgodnienia, jak wizja młodego lidera będzie wspierać wizję Kościoła.

Trzeba pamiętać, że autorytet pastorów daje młodym liderom ochronę. Przyjdą kryzysy, trudne sytuacje w życiu lidera. To jest  wpisane w naszą drogę. 

 

Wsparcie, jakie dają przywódcy w trudnych chwilach chroni liderów

od samotności, rozgoryczenia, wypalenia…

 

-Czy byli w Twoim życiu mentorzy, ludzie, z których doświadczeń mogłaś czerpać, którzy przebyli wcześniej drogę, na której Ty się znalazłaś?

-Tak. Niezapomniana Ewa Pietrzyk, która jest już u Pana.  W ważnym dla mnie czasie swoją determinacją i postawą pokazała mi, co naprawdę liczy się w życiu. Wtedy już chora, potrafiła wszystko zostawić, żeby darować swój czas dla mnie. Mogłam przed nią płakać, pytać, być… Pokazała mi, jak ważną osobą jestem dla niej, nauczyła mnie, że taką postawę trzeba mieć dla drugiego człowieka.

 

Harry Roberts

 

Przyjeżdżał do naszego domu. Po posiłku, kładł się na podłodze, tak bardzo bolał go kręgosłup. Potem siadał na fotelu i opowiadał historię swojego życia. Właściwie dzielił się nim z nami. Nauczyłam się od niego, że każdy z nas powinien mieć kogoś, komu może opowiedzieć swoje życie. Wtedy, to, co przeżywamy, ma głębszy sens. Przekazujemy innym swoje doświadczenie,  ubogacamy życie innych ludzi, coś im dodajemy.  To jest sytuacja błogosławiąca obie strony: mówiącego i słuchacza.

 

-Z kościoła w Głogowie pamiętam bardzo mocne doświadczenie. To było 20 lat temu. Pastor Mirek, Twój mąż, po nabożeństwie powiedział, że chce przed wszystkimi uczynić szczere wyznanie, w jakim miejscu jest jako pastor, jako mąż. Co zobaczył i co chce zmienić, za co chce przeprosić. Prosił też o modlitwę, aby Bóg pomógł mu zmienić to, czego sam nie może…

-Tak. Było bardzo dużo emocji. Był Duch Święty, który lubi szczerość i i przeźroczystość. Tamto wydarzenie miało wpływ na cały kościół. Spadł jakiś ciężar. Stanięcie w prawdzie zawsze uruchamia Boże działanie.

 

 

Doświadczyliśmy w naszym małżeństwie przełomów; 

zawsze miały początek w sferze duchowej,

potem w sposób fizyczny doświadczaliśmy zmiany.

 

 

-Co zrobić, aby o ten przełom przyszedł, jak walczyć, a nie tylko czekać?

-Najgorsza rzecz, to uznać, że nie ma już szans, poddać się i zrezygnować. W Bogu nie ma cofania się, z Bogiem zawsze idziemy do przodu. Pamiętając o Jego obietnicach, z wiarą i ufnością. Ostatnio myślę o takim wersecie z Psalmów, że Bóg unicestwi drogę bezbożnego. Nie bezbożnego, ale jego drogę. Bezbożny ciągle pozostaje w miejscu łaski, miłosierdzia, nadziei. Trzeba wołać o unicestwienie drogi bezbożnego. On jest Zwycięzcą.

 

 

Dziękujemy za rozmowę

Magdalena Kamińska