Rozmowa z Ewą Szatkowską, współautorką książki „Z jakich klocków zbudować ten dom”
-Ewo, co było dla Ciebie nowego w doświadczeniu pisania książki, wspólnie z mężem, o waszym 35-letnim małżeństwie?
– Wspólne pisanie książki było okazją do przywołania starych historii. Zaczęliśmy o nich rozmawiać. Każdy ze swojej perspektywy. I to był moment uwolnienia….
Najtrudniejszym dla mnie było powiedzenie na głos o rzeczach, które mnie bolały, a o których wcześniej nigdy nie mówiłam Mirkowi. Nie znaczy to, że coś wcześniej ukrywałam, taiłam. Raczej uznałam wtedy, że nie ma potrzeby o wszystkim rozmawiać. Nie wiem, czy to był wstyd, czy strach… Chyba nie. Po prostu nauczyłam się żyć z tym, co mnie boli i raczej to wyciszać, niż wypowiadać.
-Jaką nową jakość nadało to Waszemu małżeństwu, Twojemu życiu?
-Przeżyliśmy razem głębokie doświadczenie w czasie wspólnego pisania książki. Właściwie Mirek swoją część książki napisał wcześniej na komputerze. Wspólny pobyt w sanatorium był okazją, abym ja podyktowała swoją część . Mirek zapisywał, to co dyktowałam, czasem zatrzymywał się bardzo poruszony. Zdarzało się, że obydwoje płakaliśmy…
W sferze ducha i duszy doświadczyliśmy głębokiego zjednoczenia. Osiągnęliśmy głęboki poziom jedności.
– Jak mogłaby wyglądać Wasza książka, gdyby powstała 10 lat wcześniej?
-Ta książka nie powstałaby 10 lat temu. Ja bym powiedziała: Nie. Potrzebowałam tego czasu, wzrastania w dojrzałości. „Przegryzienia” w sobie tych wszystkich sytuacji, które kiedyś bardzo mnie zabolały, subiektywnego poczucia bycia niesprawiedliwie osądzoną, zaatakowaną…
-Jak to smakuje, gdy „przegryzłaś” tamte doświadczenia?
-Smakuje wytrawnie. Jak znakomitej jakości dojrzałe wino.
– Gdybyś nie poddała się tej „obróbce”, to w jakim miejscu byłabyś dzisiaj?
-Kiedyś myślałam, że ciągle gram drugie skrzypce. Jestem gdzieś z tyłu, z boku…. Dzisiaj myślę inaczej i tutaj doświadczam tego wytrawnego smaku. Nie jestem pomniejszym instrumentem w orkiestrze. Idziemy z Mirkiem ramię w ramię i każde z nas ma swoją rolę do spełnienia. Znam swoją wartość i nie zmienia tego fakt, że czasem jestem gdzieś z tyłu.
Jestem na swoim miejscu.
– Jesteście partnerami w małżeństwie, w służbie Bogu i ludziom. Co teraz stało się możliwe w sferze Twojego obdarowania?
– Kiedyś sama tworzyłam sobie ograniczenia, myślałam, że niektóre działania nie są dla mnie. Dzisiaj jestem bardziej pewna siebie i odważna. Z łatwością i swobodą wchodzę w te miejsca, gdzie mogę uzupełnić to, co robi mój mąż i pokazuje Duch Święty. Jesteśmy z Mirkiem jak naczynia połączone i chyba Pan Bóg ma korzyść z używania takich naczyń.
– Ewo, z perspektywy Twojego małżeństwa, jakiej rady mogłabyś udzielić małżeństwom, które pracują w duetach liderskich w kościele? Jakie wartości stają się dla nich najważniejsze?
– Warto mówić otwarcie o własnych słabościach, o tym, co przeżywamy, co nas boli. Potrzebna jest do tego dobra relacja z inną parą małżeńską, przed którą można wylać serce. Najważniejsze jest jednak to, że taka relacja daje nam bezpieczeństwo i ochronę. Ktoś modli się o nasze sprawy, ktoś wstawia się za nami.
Bardzo ważne jest to, aby nie niszczyć autorytetu partnera, nie rzucać złego świadectwa na jego życie. W małżeństwie kryzysy się kończą, przychodzą lepsze dni. Złe opinie, które wydajemy o partnerze w gorszych momentach naszego życia, pozostają w sercach ludzkich, choć my, jako związek, jesteśmy już w lepszym miejscu.
W czasie pisania książki oboje z mężem uświadomiliśmy sobie jak ważne jest aby małżonkowie cały czas walczyli o siebie.
Przychodzą dni kiedy ciało jest bardziej omdlałe, w sferze ducha wkrada się senność. Dostrzegamy w partnerze słabość, może – nieudolność. Pomagajmy sobie, zachęcajmy, motywujmy. Przy takiej postawie małżonków stan ich wzajemnej atrakcyjności w każdej sferze będzie wzrastał.
Wzajemny szacunek, miłość, Słowo Boże – to podstawa zwycięskiego małżeństwa.
Dziękujemy za rozmowę
Rozmawiała: Magdalena Kamińska
Samo życie. Chwała Jezusowi!
dokładnie ! Oddajemy Bogu Chwałę mówiąc też o trudach